Blog:

azhag

Blog azhaga

Polecasz?+5  
« wróć do listy
Wpis: 5 z 18
Następny Wpis NA LIŚCIE (W DÓŁ)
Mandriva wychodzi na prostą azhag
6 osób twierdzi: warto przeczytać
Następny Wpis NA LIŚCIE (W GÓRĘ)
Najczęściej popełniane w tekstach błędy azhag
17 osób twierdzi: warto przeczytać, a 2 , że nie
Blog: azhag : azhag
Wpis:

Dlaczego nie zamienię Rockboksa na nic innego?

Dodano: poniedziałek, 10 wrzesień 2012r.

Cyfrowe odtwarzacze muzyki to dla mnie nie pierwszyzna. Pierwszą „empetrójkę” nabyłem jakoś po zakończeniu liceum, od tego czasu zmieniłem ją już trzykrotnie. Korzystałem z najtańszych „chińczyków”, uznanych marek, by wreszcie znaleźć bezpieczną przystań w otwartoźródłowym Rockboksie. I nie mam zamiaru jej opuszczać.

Moje z odtwarzaczami peregrynacje

Moim pierwszym nabytkiem był tajwański Ergotech (czyli ledwie o krok od NoName). 256 MB wynalazek, „solidny sprzęt na podzespołach Samsunga” prosto od „renomowanego importera” z Allegro. Prosty, ale znakomicie spełnił oczekiwania — nienadwątliwszy przesadnie skromnej kieszeni studenta, wprowadził go w świat przenośnej muzyki cyfrowej. A jeśli usunęło się większość albumów z pamięci, można było nawet — dzięki wbudowanemu dyktafonowi — profesjonalnie nagrać cały dzień wykładów (dość przekładania kaset w połowie któregoś!).

Jednak sielanka musiała minąć — pewnego dnia elektronika wysiadła, sprzęt po podłączeniu nie był wykrywany jako odtwarzacz. Dziś może bym rozkręcił i popatrzył czy coś się nie odlutowało, ale wówczas werdykt był prosty: trzeba kupić nowy.

Korzystałem już wtedy z Linuksa (a, drodzy nowicjusze, były to jeszcze czasy, gdy z obsługą peryferiów na tym systemie bywało ciężko), nadto pierwszą „empetrójkę” miałem za sobą — zatem wybór kolejnego odtwarzacza był już lepiej zaplanowany i bardziej świadomy. Naczytawszy się peanów na temat irivera, wpadłem w umiarkowany fanboizm na temat tejże marki. Zdecydowałem się wreszcie na model T30. Oczywiście wersja fabrycznie odświeżona (refurbished), bo nówka sztuka trochę nie na kieszeń studenta.

Powodów za wyborem było kilka:

  1. fenomenalna marka iriver,
  2. 512 MB pamięci (może i były już 1 GB odtwarzacze, ale „przecież nie kupię jakiegoś NoName'a!”, a dla dawnego użytkownika dwieście pięćdziesiątki szóstki to i tak postęp),
  3. fenomenalna marka iriver,
  4. obsługa Ogg Vorbis (przezywałem mój odtwarzacz „oggtwarzaczem”),
  5. fenomenalna marka iriver,
  6. obsługa przez Linuksa (po uprzednim wgraniu, pod Windows, azjatyckiej wersji firmware'u — amerykańska i europejska bowiem korzystała tylko z MTP, do którego wymagany był wówczas jeszcze Windows)

I co najważniejsze była to fenomenalna marka iriver. Dobra, żarty żartami, ale odtwarzacz był świetny. Wysłużył kilka lat, a pod koniec jego kariery ciężko uświadczyć na nim było jakieś ślady — bynajmniej nie mało intensywnego — użytkowania. Od strony oprogramowania nadal był dość prosty (choć podobał mi się budzik, którego brakuje mi w Rockboksie), ale dla mnie był to standard. Aż dowiedziałem się o „wszystkomającym” Rockboksie i z rozżaleniem przeczytałem się, ze nie zainstaluję go na T30.

Od razu wiedziałem, że kolejny sprzęt, który kupię, musi być przez Rockboksa obsługiwany. Żeby tylko ten T30 wreszcie raczył się zepsuć... Aż stało się — wyjście słuchawkowe przestawało kontaktować, a żałosna próba naprawienia przypieczętowała los odtwarzacza. Dzięki wpisowi Zala na temat Sandiska C250 (http://blog.4zal.net/2009/08/26/oggplayer-sandisk-/.../1-rockbox/), opublikowanemu mniej więcej w tym czasie, doskonale wiedziałem jaki model będzie następny.

Jakiś czas później podłączyłem świeżo zakupioną C240 (od C250 różni się ilością pamięci — 1 GB zamiast 2 GB, ale była dwie dychy tańsza, a za tę kwotę można było kupić 4 GB kartę pamięci) i zainstalowałem na niej Rockboksa. Jak możecie przeczytać w komentarzu w podlinkowanym wpisie — już godzinę później wiedziałem, że nie zamienię Rockboksa na nic innego.

Dla porządku jeszcze tylko dodam, że po około roku musiałem zmienić odtwarzacz na nowy, oczywiście z Rockboksem — Sandisk Sansa Fuze v2. A to dlatego, że wyświetlacz C240 uszkodziłem w okolicznościach, o których nie będę się rozpisywał, bo chluby mi nie przynoszą. Dość napisać, że w sprawę zamieszane były Zacieralia, stan wyraźnie wskazujący, barierka zdecydowanie nie nadająca się do siedzenia oraz pospolita grawitacja.

Rockbox, Rockbox... Co zacz ten Rockbox?

No dobrze, ale czym właściwie jest ten Rockbox? Jest to wolny firmware (czy raczej system operacyjny, wszak ma swoje własne programy) dla przenośnych odtwarzaczy cyfrowych (a z czasem również aplikacja dla systemów mobilnych jak np. Android, prace już trwają). Z pewną dozą uproszczenia można określić go czymś w rodzaju Linuksa dla tychże — bywają i tacy, którzy Rockboksa dystrybucją Linuksa błędnie nazywają.

Deweloperzy, prawdziwi magicy od elektroniki, korzystając z inżynierii wstecznej rozpracowują kolejne modele i portują na nie Rockboksa. Czasami tylko — by nie rzec incydentalnie — udaje im się wydębić od producentów układów oraz samych odtwarzaczy jakieś dane i/lub kilka egzemplarzy do testów. Niestety jednak — nad czym ubolewam — żadna z firm nie zdecydowała się na stworzenie modelu, który oficjalnie i oryginalnie korzystałby z Rockboksa.

Rockbox wykorzystuje pełne możliwości niepozornego (na oryginalnym oprogramowaniu) sprzętu. Umożliwia odtwarzanie ponad 30 różnych formatów muzycznych, odtwarzanie filmów i przeglądanie zdjęć nawet na modelach, które niby tego nie potrafią, korzystanie z gier i aplikacji. Jest przystosowany dla osób niewidomych i słabowidzących: posiada interfejs głosowy, można ustawić dowolnie dużą czcionkę.

Więcej szczegółów na temat Rockboksa można znaleźć np. w artykule na Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rockbox

Za co uwielbiam Rockboksa

Skoro już wyjaśniliśmy pokrótce czym Rockbox jest i jaka jest moja kompetencja w dziedzinie odtwarzaczy, możemy przejść do meritum — co w Rockboksie mi się najbardziej podoba i dlaczego nie zamienię go na nic innego.

Po pierwsze, dość istotne dla mnie jest to, że Rockbox jest otwatoźródłowy. Dla wielu może się to wydać ideologiczną fanaberią, ale ma całkiem realny wymiar praktyczny — mam pewność, że oprogramowanie będzie stale rozwijane, nawet jeśli producent danego odtwarzacza przestanie się przejmować danym modelem. A spójrzmy prawdzie w oczy — najdojrzalsze porty Rockboksa są na odtwarzacze z reguły już nie produkowane, te nowe są dopiero „docierane” (co nie znaczy, że zupełnie nie nadają się do użytku!).

Ponadto Rockbox dodaje do (części) odtwarzaczy dodatkowe funkcje — przykładowo po zainstalowaniu go na C240, mogłem oglądać filmy i przeglądać zdjęcia. Cóż, że wyświetlacz był dość dość kiepskiej jakości, skoro mogłem! Oczywiście to samo mogę na Fuze (już z lepszym ekranem), ale tutaj i na oryginalnym oprogramowaniu mogłem to robić — choć nie jestem pewien czy nie tylko JPG, zamiast wszystkich popularnych formatów grafik (z oryginalnego oprogramowania korzystałem tylko w drodze od sprzedawcy do domu, gdzie pierwszą czynnością była instalacja Rockboksa — i tyle je widziałem).

Obsługa radia jest lepsza niż w wielu odtwarzaczach — można sobie ustalić listę (albo kilka list) stacji. A pliki muzyczne możemy odtwarzać wg takiej metody, jaka nam się podoba: wg katalogów, list odtwarzania (również dynamicznie tworzonych), bazy danych — pełna dowolność.

Same ustawienia dźwięku wręcz przytłaczają liczbą opcji — equalizery, tony niskie i wysokie, miksowanie do mono, odtwarzanie tylko kanału lewego lub prawego, szerokość bazy stereo, balans kanałów, crossfeed...

Ale prawdziwą wisienką na torcie jest pełna paleta kodeków muzycznych. Dawniej odtwarzacze obsługiwały jedynie MP3 i WAV, czasem WMA (ktoś w ogóle używa?). Z czasem do niektórych zaczęto dodawać Ogg Vorbis, Flac, AAC/MP4. A tymczasem Rockbox obsługuje ponad 30 (http://www.rockbox.org/wiki/SoundCodecs#Current_status) różnych formatów — od popularnych pokroju już wymienionych, przez mniej popularne jak Musepack (MPC), Monkey's Audio (APE), MIDI (choć dość ułomnie), po zupełnie egzotyczne jak np. pliki dźwiękowe konsol NES (czy jest na sali fan Super Mario Bros.?). Nigdy więcej konwertowania muzyki specjalnie dla odtwarzacza!

Najbardziej z nich jednak cenię sobie obsługę Speex, kodeka z rodziny Ogg, zaprojektowanego specjalnie z myślą o kompresji ludzkiej mowy w niskiej przepływności danych. A to dlatego, że uwielbiam słuchać audiobooków — nie ma to jak dobra lektura podczas jazdy na łyżwach, rowerem bądź podczas zbierania grzybów w lesie, czyli w sytuacjach, gdy papierowa książka jest niepraktyczna albo wprost grozi katastrofą. Oczywiście mogę słuchać książek w formacie np. MP3, ale po przekodowaniu do Speex zajmują one zdecydowanie mniej miejsca, a po dobraniu odpowiednich opcji jakość pozostaje bez zmian. 50–100 MB a 150–400 MB robi różnicę — zawsze można zmieścić kolejny album lub dwa.

Są też w Rockboksie normalne aplikacje użytkowe — takie jak edytor i przeglądarka tekstu, lista zakupów, kalkulator, kalendarz, prosty edytor grafiki, kalkulator oporników (widać, że deweloperzy to maniacy elektroniki, prawda?). A gdy znudzi nam się tylko muzyki, Rockbox zapewni też inną rozrywkę — powstało na niego wiele gier jak różne rodzaje węża, sudoku, tetris, arkanoid, frozen bubble, pong, pasjans, saper i wiele innych.

Mało? Rockbox umożliwia również grę w Dooma (sic!) oraz zawiera emulatory Gameboy (znowu Super Mario Bros.!), ZX Spectrum i innych platform.

A dzięki systemowi skórek nie jesteśmy skazani na tylko jeden motyw graficzny odtwarzacza. Każdy z pewnością wybierze coś dla siebie. Część skórek naprawdę robi wrażenie: http://themes.rockbox.org/

Niektóre powody, dla których tak uwielbiam Rockboksa, mogą się wydać dziwne — przecież smartfony potrafią to samo, niekiedy nawet lepiej. Ale ja należę do tej grupy osób, które jeśli już muszą mieć to zło konieczne jakim jest komórka, to najlepiej jak najprostszy. Odtwarzacz muzyki cenię sobie zdecydowanie bardziej. Zwłaszcza jeśli jest z Rockboksem.

Udostępnij informacje o Wpisie w sieciach społecznościowych:
Polub LinuxPortal.pl:

Komentarze: 2

logo:
Aby dodać komentarz: zaloguj się ikona LinuxPortal.pl ikona Facebook.com ikona Google+
logo:
11 lat temu
No i wychodzi na to, że będę miał kolejny odtwarzacz, ponieważ właśnie rozwaliłem Sansę Fuze...

Chyba nie muszę tłumaczyć, że nowym będzie jakiś obsługiwany przez Rockboksa? ;)
Odpowiedz #175074
logo: Paweł Kuźniar
11 lat temu
jak fizycznie rozwaliłeś ... to chyba nic już nie pomoże, nawet nowiutki i szybki system. :-)
Odpowiedz #175075
Przejdź na początek komentarzy

Wpisy z bloga/ TOP

Rockbox i Sandisk Sansa Fuze+ - recenzja
20 osób twierdzi: warto przeczytać
Dlaczego nie zamienię Rockboksa na nic innego?
20 osób twierdzi: warto przeczytać
„Czysty internet” jako ACTA 2 (lub 3, lub 4)
19 osób twierdzi: warto przeczytać, a 1 , że nie
Najczęściej popełniane w tekstach błędy
17 osób twierdzi: warto przeczytać, a 2 , że nie
Pobieranie albumów w Ogg Vorbis z Jamendo
16 osób twierdzi: warto przeczytać
Wpisy z bloga więcej:
Wpis: 5 z 18
W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 roku nowego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych znanym jako "RODO" pragniemy poinformować Cię,
w jaki sposób przetwarzane są dane osobowe pozostawiane przez Ciebie podczas korzystania z LinuxPortal.pl.
Zapoznaj się z Polityką prywatności.

Klikając „Zamknij”, zamykasz ten komunikat i wyrażasz zgodę na przetwarzanie tych danych, w tym w plikach cookies, przez LinuxPortal.pl sp. z o.o. w celu realizacji usług zgodnie z Regulaminem.
Zamknij »